“A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go” – esencja Boga.
Dzisiejsza EWANGELIA pokazuje trzy
- ludzi, którzy krzywym okiem patrzą na Jezusa za to, że zajmuje się grzesznikami
- ludzi, którzy doświadczają miłosierdzia Ojca. Są nimi dwaj bracia z przypowieści
- Boga, który cieszy się swoimi dziećmi
Gdy siadam do konfesjonału, spowiadam na ulicy czy u siebie w pokoju mam dwa obrazy Boga. Pierwszy gdy cieszy się z odnalezienia jednej zagubionej owieczki.
Drugi – Ojca, który widzi syna gdy ten jest jeszcze daleko (a więc cały ten czas, gdy go nie było – czekał, wyglądał). Rozumiem, że On tak robił od momentu gdy syn go opuścił. Gdy ten świetnie się bawił. Ojciec czekał, wyglądał, kochał. Ojca, który się wzrusza. Tak, Bóg wzrusza się człowiekiem. Tym, który go zostawił, obraził, zbeształ, wywalił ze swojego życia, który z Nim walczy. Bóg wzrusza się takim człowiekiem. Ojca, który nie czeka na skruchę syna, obietnicę poprawy, weryfikacji tego, czy słowa nie będą tylko słowami. Ojca, który rzuca się na szyję i całuje.
Taki obraz towarzyszy mi, gdy spotykam ludzi, którzy przychodzą do spowiedzi. Tej pierwszej od wielu lat, i tej, która jest od wielu lat regularna. Bóg zawsze cieszy się człowiekiem. Wierzę bardzo mocno, że także tym, który dziś staje plecami do Boga. Dziś Boga nie potrzebuje, dziś gotów jest zabić Boga, gdyby tylko Go spotkał. Wierzę w Boga, który jest miłosierny i sprawiedliwy. Miłosierny w tym, że widząc grzech nie odwraca się ode mnie. Sprawiedliwy w tym, że wszytko co jest Jego, do Niego wróci. Jesteś Jego. Nie bój się. Wróć synu, wróć