Obecnie mieszkam naprzeciw cmentarza. Budzę się i zasypiam z tym widokiem. Dziś wygląda inaczej. Przyznam się otwarcie, że cmentarz nie jest moim ulubionym miejscem. Zbyt dużo czasu spędziłem na nim w młodości, pytając gdzie jesteś Boże, skoro zabrałeś mi tatę? Gdzie byłeś gdy chorował, gdy mama zostawała sama, gdy my jako dzieci tak bardzo go potrzebowaliśmy. Teraz odpowiedzi – już nie na te pytania związane z tatą – ale cały czas związane z Bogiem szukam w Słowie Bożym, Eucharystii i szeroko rozumianym świecie. Czasami znajduję, czasami zostaję z jeszcze większymi.
Dziś po jednym z postów na fb przyszły wiadomości z tzw “braterskim upomnieniem”. Po raz kolejny dowiedziałem się, że rozmieniłem kapłaństwo na bycie celebrytą; że znowu szukam poklasku, fejmu i popularności; że podlizuję się ludziom a nie bronię Prawdy czy Kościoła; że bardziej skupiam się na pasji niż Ewangelii; że rower i gwiazdorstwo przesłoniło mi kapłaństwo. Nie spływa to po mnie jak po kaczce i potrzebuję odreagowania. Odreagowałem więc.
Poszedłem na cmentarz. Kupiłem parę zniczy od przemiłych harcerzy. Po drodze spotkałem wiernych fejsowiczów, którzy zaczepili mnie bo śledzą to, co robię na rowerze. Zaprosili do siebie do Krakowa. Pogadaliśmy o fajnych księżach, o pasjach, doświadczeniach. Spotkałem młode małżeństwo, któremu dziecko niedawno ochrzciłem. Usłyszałem od trzech dziewczyn, które dały mi popalić na religii słowa “o nasz ulubiony księdzu”. Spotkałem Izę, która opowiadała o swoich studiach. Piotrka z mamą, którzy od kilku lat chodzą na EDK. I małą Anię, która przytuliła się do mnie, bo ja lubię dzieci (tak naprawdę to się ich boję ale dzieci zawsze mają rację więc nie dyskutuję). Zanim ruszyłem z pięcioma kupionymi zniczami, minęła godzina. Celem była część wojenna cmentarza. Nie mogłem znaleźć wejścia, a że głupio tak w sutannie skakać przez płot, to zrezygnowałem. Poszedłem dalej i przypomniałem sobie o części w której chowamy bezdomnych czy tych, których nikt nie chce za życia. Mieszkają obok więzienia. Miałem jeden taki pogrzeb na wakacjach. Szybka akcja. Przywieźli ciało, nawet nie trzeba było wnosić do kościoła. Firma pogrzebowa podpowiedziała, żeby nie iść tylko podjechać. Będzie szybciej. Trochę głupio się zrobiło bo przyszło sporo ich kolegów i koleżanek. Trzeba było iść. A później obrzęd pochowania. Ojcze nasz, Salve Regina. I po sprawie. I tylko jedna Pani, ciężkim głosem, zmęczonym życiem i pewnie alkoholem zapytała – a czy będzie Msza za kolegę, zapłacimy. Coś szybko odpowiedziałem, że nie mam czasu, że się spieszę, że inaczej było ustalane. Pokiwała głową ze zrozumieniem. Odeszła. Odszedłem ja. Tylko te słowa zostały – zapłacimy. I wstyd. Mało tego, że nie byłem księdzem. Nie byłem człowiekiem.
Gdy po raz kolejny słyszę, o tym, że nie jestem kapłański to… zgadzam się z tym. Cały czas próbuję być przede wszystkim człowiekiem. Jak widzicie – z różnym skutkiem. Nie jestem kapłanem bo chcę żyć a nie tylko przeżyć. Bo za dużo angażuję się charytatywnie a przecież to nie miłość bliźniego w kapłaństwie jest najważniejsza. Nie jestem bo często zamiast zrobić swoje i mieć święty spokój wsiadam na rower i pokonuję kolejne kilometry. Nie jestem kapłański bo dzielę się swoim życiem zamiast siedzieć cicho i strzec tajemnic naszego kapłańskiego stanu. Nie jestem bo w kazaniach ciągle mówię o miłości, dobrym Bogu, o tym, by się nie bać żyć. Nie jestem bo ponoć jestem lubiany (tak mówią) a kapłan ma być znienawidzony. Tak, nie jestem takim “kapłanem”. Jeden z moich ulubionych księży – Jan Kaczkowski – powiedział kiedyś: “kocham kapłaństwo, nie znoszę klechostwa”. Podejrzewam, że mógłby mnie nie znosić. Próbuję jednak się zmieniać
Odwiedziłem dziś miejsce spoczynku bezdomnych. Postawiłem przewrócony krzyż na Sławomirze. Tabliczkę Zofii odwróciłem, tak by widzieć kiedy zmarła. Jutro odprawię Mszę – bez pieniędzy. Żyjących odwiedzę w najbliższym czasie. Bardzo przepraszam, I bardzo proszę – módlcie się za mnie.
Ps Na zdjęciu anonimowy grób. Jeśli ktoś z Was będzie jutro na hrubieszowskim cmentarzu, nie mińcie Go.
“Jutro odprawię Mszę – bez pieniędzy.”
I jak raz nagroda wieczna przepadła 😉
Ano tak – powinienem być skromnym i oczywiście nie mówić o dobru, jak prawdziwy kapłan:)
Szanuję pokorę księdza i odwagę do uczciwego spojrzenia na siebie (pokora bez takiej odwagi jest marna:). Mimo powyżej opisanych “braterskich upomnień” najbardziej kojarzę księdza z dzieleniem się prawdą o tym, że Bóg jest dobry. Dziękuję za motywację do przyjrzenia się sobie, to co ksiądz napisał dało mi przysłowiowego “kopa” do autorefleksji. Kiedyś usłyszałam i często do tego wracam: “jeśli pokazujesz palcem na kogoś, to pamiętaj o tym, że jeden jest skierowany w stronę tej osoby, ale trzy w twoją stronę”. Żebym nie wiem jak często krytycznie przyglądała się sobie, to bez prawdy o dobroci Boga nie poznam prawdy o sobie. Serdecznie pozdrawiam. A.